2012/01/14

tajemnica klementyny kucharskiej


krystian, pocałuj klementynę.
 ale klementyna jest gruba.
 krystian, pocałuj klementynę powiedziałam!
 ale ona jest naprawdę bardzo gruba!
 popatrz, klementyna płacze. płacze przez ciebie.
gdybym był gruby, to też bym płakał.






kochanowskiego osiemnaście be zbroi się w parasole.


to była bardzo dziwna dziewczynka, mówi sąsiadka regina z.
na tle tapety z żywych kotów, społeczniczka-mitomanka,
miss włamywania się do cudzych skrzynek na listy.
jej niezwykłość przejawiała się głównie w łuszczycy i otyłości,
która przykuła ją do wózka niczym uraz kręgosłupa, a także w tym, no,
kurcze zapomniałam, a chciałam tak ładnie zakończyć.
to w telewizji pójdzie, prawda? (a miałam iść do fryzjera.)
a na którym? bo wie pan, ja mam tylko dwa programy. (w sumie to trzy,
ale kto głodny całego świata zadowala się regionalną trójką.)

potrafiła cały dzień przesiedzieć przy ławce bawiąc się palcami, relacjonuje pan zbigniew w.,
księgowy w zachodniej korporacji z filią na śląsku, co niewątpliwie ma mu nadać pewien prestiż.
nie wiem, co ona z tymi palcami robiła, ale dzieci szydziły z niej, wyzywały, popychały, opluwały
i robiły różne świńskie dowcipy. raz widziałem jak została unieruchomiona przez dwóch chłopców,
a trzeci wrzucił jej do ust pająka. ale panie, co to za pająk był? ten na cienkich nóżkach.
to ani nie pogryzie, krzywdy nie zrobi. a ta jak ryja rozdarła, chryste miłosierny, to myślałem,
że się ziemia rozstąpi i nas wszystkich pochłonie. całe życie mi przed oczami przeleciało.

ja to w ogóle myślę, że ona z jakimiś ciemnymi siłami w związku pozostawała,
bo jak tam wyła za ścianą, to wszyscy szykowali palta i parasole wiedząc, że burza przyjdzie,
szepcze pan krzysztof r., etatowy dziwoląg o odwiecznie zaczerwienionym alkoholowo nosie,
amator bicia kobiet po twarzy i niemodnych swetrów w pseudo tureckie wzory.
ona od diabła prosto przyszła, spod skrzydeł lucyfera. siać chaos i zniszczenie.

ojciec?, zaczyna artystycznie pani kazimiera o. przybierając teatralne pozy przy złuszczonej framudze;
ojciec mówił niewiele i niewiele go w ogóle było. nigdy go nie było i w zasadzie nawet go nie widziałam.
oj, coś pokręciłam. wy to potniecie chyba? ułożycie logicznie? bo jak to zobaczy ta piękna szczerbata z dołu,
chujokurwa, co ją komornik odwiedza częściej niż listonosz, to mi w życiu nie odpuści.

tam w domu nigdy się nie przelewało, relacjonuje pani małgorzata p., stara panna,
której dawno nikt nie spruł rajstop. stąd ja się wciąż dziwiłam, czemuż ona taka gruba,
jak tam nie było co do gara włożyć. a potem, co się okazało, to ja już nie mówię.
a powiem, co mi tam. sodoma i gomora. tyle powiem. smród, brud i ubóstwo! a tfu!


zbroi się w parasole osiemnaście be kochanowskiego.




[grudzień 2011]