2012/07/21

rachunki i sumienia


drogi jezusie chrystusie, maryjo zawsze dziewico
i księdzu drogi w konfesjonału równie drogim albo i bardziej,
bo sercami parafian na tacę wyplutymi wzniesionym,
złotem krwią potem pokrytym, ja tylko chciałem, że

sierakowskich konie srajo i srajo bez opamiętania. fabryka gówna
na gąskowicach. dziecko mie do szkoły wyszło, w gówno wlazło,
zaginęło i jak to mówio ktokolwiek widział, ktokolwiek wie,
ale nikt nie wie, bo jeszcze bardziej nikt nie widział.
i tylko mie warkocze po dziecku zostały, pierzaste koguciki,
baloniki na druciku. kokardy we włosach potargał wiatr.

i że ten od polków, syn polka i niepolki, żyd pedał antysemita
to umar wczoraj od spraw sercowych wychodząc pierwej w rzepaku pole.

następnie poległ.

we wsi gadajo
jak kraść to milijony, jak kochać to wcale, lub
prosił wilk razy kilka, wyproszono wilka; czy też jednakowoż
chodził chodził i umar.
zdech.
pies.

więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie serdecznie pozdrawiam. 

jeszcze się tam żagiel bieli. ament i zamęt.




[lipiec 2012]

2012/07/10

bez tytułu #5


mamo, popchnij mnie, prosiła. a ta popychała
ze wszystkich przerzutów zajmujących organizm,
dopóki nie spłonęła w trakcie prasowania,






bez tytułu #4


PANI SCHWANZSTEIN
Ta Krapowska jest jak zaraza. Niech swojego nosa pilnuje. Krapowskiej córka za to w tesco na warzywach pracuje. Widziałam jak targała skrzynki z burakami i czekałam aż się wśród nich położy, pośród swoich. Odwraca głowę do ściany jakby obrażona. Myśli, czym jeszcze mogłaby ją upokorzyć. I z brzuchem ciągle chodzi, co rok nabita. To jakaś moda chyba prosto z Paryża, albo raczej z Afryki. Teatralnie. Jolanta Krapowska i spółka! Usługi takie i śmakie! Dojazd do klienta, full serwis we dnie i noce. Kiła, dziecko, beczka gratis!

SYN
Zmęczony. Pani da spokój. Praca jak praca. Miałaby leżeć brzuchem do góry i czekać, aż trafi się lepsza oferta? Tak jak pani?

PANI SCHWANZSTEIN
Wstaje nagle. Wielkie oburzenie. A co ty mnie tu będziesz obrażał! Do jednego wora z warcholstwem wrzucał! Plebsem i pospólstwem! Buractwem polskim nieszczęsnym!
Spuszcza z tonu. Już nie krzyczy, ale wciąż jest wzburzona i mówi podniesionym głosem. Ja mam wykształcenie wyższe cierpiętnicze! Wyższe najwyższe żydowskie! Wojnę przeżyłam, holokausty i wszystkie tragedie! Więc jak mnie dyrektorem nie zrobią, prezesem albo chociaż kimś, kto nic nie robi, a zera mu się mnożą na kontach bankowych, to się z domu nie ruszę.

SYN
A Krapowska, na której pani tutaj psy wiesza, jako że jest życiowo zaradna, poszła do pracy i kto wie, gdzie ją te buraki wywiodą. Może na pole, a może do biura kierownika…

PANI SCHWANZSTEIN
Po moim trupie! Ona się tylko na pole nadaje, burak pastewny, puszka Pandory z tymi wszystkimi jej hifami, rzeżączkami, dziećmi niechcianymi.

SYN
Jest pani wyjątkowo smutnym człowiekiem, pani Blanko.
Chłopak kładzie się i odwraca do niej plecami zupełnie nie przejmując się jej obecnością. Pani Schwanzstein wpada w zakłopotanie. Zaczyna się nerwowo rozglądać i niewyraźnie nucić „Shalom aleikhem.”




 [to się pisze i pisze. będzie napisane.]