2015/05/10

mireille mathieu








kobieta była z niej całkiem niebrzydka, śmiertelnie zwyczajna,
bo przecież to nie jej wina, że na mathieu mireille się czesała,
że sobie obrała styl, sposób bycia na lata jakieś siedemdziesiąte.
a gdy u fryca gościła, to mówiła: na mathieu mireille poproszę,
na co wszystkim obecnym damom wypadały brwi oraz z czerepu włosy,
pojawiały się niezrozumienia szeptogłosy, że, kurwa, na co? po co?
byś się lepiej na mostowiak hannę uczesała,
to za miesięcy plus minus dziewięć z wózkiem własnym,
z dzieckiem jeszcze właśniejszym byś zapierdalała.
chłopa jakiegoś byś se, belmondo, czamberlejna może, przygruchała.
a ona nic, tylko w kokonie lśniąco-nieruchomych włosów
z siatkami z biedronki szła i "santa maria de la mer" inkantowała.
w rytm "acropolis adieu" ręce dumnie w niebiosa wznosiła.

aż ją przydybał razu pewnego okoliczny taki janusz,
co za kobietami jakoś, szczerze mówiąc, raczej nie przepadał,
chyba że na oiom listem priorytetowym posyłać,
że tutaj w całość proszę poskładać, a tutaj pozszywać.
już w przeddzień ze szpitala wypisu z kwiatami wystawał,
a były to kwiaty typu tyskie tulipany. i z rozrywki powtórka -
wstrząśnienie mózgu, rany kłute, szarpane również rany,
za co razy wiele zdarzało mu się być zatrzymywanym.

lecz do mireille jakieś odmienne żywił uczucia.
do ruchanio-sprzątania mademoiselle tym razem szukał.
dla niej francuskiego nawet trochę się nauczył,
jakieś popularne zwroty typu merci beacoup, bonjour, cava?
Voulez-vous coucher avec moi? że co? że nie? kurwa!

się zdenerwował janusz okropnie, gdyż na odmowę nieelegancką
ze strony kobiet był wyczulony naprawdę potwornie.
tego go nauczył pamięci świętej recydywista-ojciec,
co z więzienia w sumie raz tylko wyszedł na własny pogrzeb.
i co matkę lał tak bardzo, że jej się zastygło w pozycji leżącej.
(panie, świeć nad jej duszą, ale rozważnie, bo światło dziś drogie)

a że niedaleko pada cośtam od czegośtam, 
janusz w zgodzie z dna kodem zapierdala w ślady ojca.
płaczą baby od fryca za mireille niewinną, dumną,
wlekąc się niczym maź czarna w kondukcie za jej trumną.
gdyby ona się tylko na tego z lego ludka nie czesała,
to mówię pani, jakiegoś kawalera by już dawno poznała,
życie niczym w bajce byłoby jej pisane.
wczasy w egipcie, kablówka, wsio poukładane.
gdyby na mostowiak hankę się tylko uczesała,
to mówię pani, sąsiadko, idealne życie by miała.

w areszcie przepełniony żalem janusz zamiast bica trenuje zdrowaśki.
trochę w sumie żałuje, że ją w afekcie zajebał, że tak bardzo ją zabił.
bo ona była jakby jego świętą z otrzymanego w kolędę obrazka,
jakąś mireille magdaleną, co ją potrzebował do stóp obmywania,
duchowych uniesień typu schabowy, z połykiem laska,
co ją miłował na równi zeptera garów iluminacją
ułożonych alfabetycznie w kuchennych szafkach.