2015/10/18

"kotyliony" do ściągnięcia



to moja pierwsza książka ukończona jakieś dwa i pół roku temu

miłego czytania


"Kotyliony"


link jest martwy.
jeśli ktoś jest zainteresowany, proszę pisać TUTAJ


2015/10/14

rozwiązywanie krzyżówek i szarad



wszyscy jesteśmy przemęczeni życiem
różnimy się tylko wysokością kredytów
terminami przydatności do społecznego spożycia
noc w noc umieramy na własnych rękach
w gąszczu oszlifowanych bezużytecznych talentów

gdzie się podziała leśniewska jolanta
bright shining diamond wydziału rozwiązywania krzyżówek i szarad
bardzo znana z tego, że była nieznana

gdzie się podziała leśniewska jolanta
wielokrotnie odznaczana krzyżami zasługi
za szczególną nadgorliwość za czasów komuny
w stosunku do ludu wybitną niechęć

ja to bym kurwie nawet szklankie wody nie podała
mówi sąsiadka, szlagier mariola, miss skrobanki
bezrobotna, biegła w posiadaniu piątki dzieci
ja to bym sama co, to nawet nie wiem 
bo najebana gdyż zdrowo jestem

za darmo dziś podróżuje leśniewska jolanta
komunikacji środkami na amatorskich plakatach
w comic sans czcionki cierniowej koronie
strasząc divy z korsem, panów w krawatach

i dla leśniewskiej jolatny to ostatnia stacja
stacja krzyżekrzyżówek 
stacja szaradyszarad




2015/08/23

maryla opuszcza męża


maryla leży z pękniętą czaszką
światło migocze na klatce
w końcu opuszcza męża
naprawdę
na pokładzie alkoholowej padaczki



2015/08/22

the coffin ships



young hearts are born with grief
we'll pay the penalty of truth

a season of stolen youth
shall teach the old hearts to break






marakuja



          – Gratulacje – powiedziała oschle pielęgniarka podając jej małe, brudne zawiniątko. – Urodziła pani bryłę brunatnego węgla.
– Ależ siostro, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek była…
– Powiedziałam urodziła, to urodziła. Niech trzyma, bo upuszczę. Pijana jestem.
Matylda dopiero teraz dostrzega twarz pielęgniarki. Wygląda jak nieudany szkic początkującego artysty. Jak niepotrzebny dokument przepuszczony bez najmniejszego sentymentu przez gardło niszczarki. Cokolwiek jej się przydarzyło, było to niewątpliwie coś bardzo traumatycznego.
– Jest piękna – zachwyca się Matylda. – Nazwę ją Marakuja.
– Niech ją lepiej Macarena nazwie. Albo Lambada. – rzuca kąśliwie pielęgniarka.
– Lubię marakuję – odpowiada Matylda jakby kobiety nie było już w pobliżu. Jakby wybierała się w daleką podróż do lepszego świata. – Może dlatego, że nigdy jej nie jadłam.
– Nazwie ją lepiej jakoś po ludzku, normalnie. Na przykład Krista, albo nie wiem… Rudi.
– Dziewczynkom nie daje się męskich imion.
– A kto jej powiedział, że to dziewczynka?
– Chłopiec? – zastanawia się chwilę. – Zawsze pragnęłam chłopca… To może Marcin.
I już sobie wyobraża jak karmi Marcina żurkiem śląskim z butelki, a sama wyjada z garnka pozostały boczek, kartofle i kiełbasę. Jak chodzą razem nad Bytomkę sycić uśmiechami toksyny ze spływających nią ścieków. Jak wpadają w psie gówna lepiąc babki w piaskownicach, ubierają choinkę w śnieg z sadzy i zasieki z kolczastego drutu. Jak mu szyje ubranka z poliamidu i poliuretanu, po których dostaje wysypki pod pachami i swędzą go jaja. Jak nie idzie mu w szkole i każdą klasę zalicza minimum dwa lata i to z wielkim trudem. Jak udaje się na pierwszą randkę, a potem wraca pobity i zgwałcony przez trzech Cyganów z Buchenwaldczyków.
W końcu zostaje górnikiem. Jak ojciec i dziadek. Tradycji staje się zadość. I zgubie staje się zadość.

Za mało straszyła go życiem, za mało hartowała, do łba tłukła. Za mało wszystkiego. Za dużo przymykanych oczu, pozmywanych naczyń, zrobionych kanapek, gdy wracał do domu na haju i walczył zaciekle ze sznurówkami w najkach. Mówił: mamo, uważaj, tu latają smoki.



2015/05/10

mireille mathieu








kobieta była z niej całkiem niebrzydka, śmiertelnie zwyczajna,
bo przecież to nie jej wina, że na mathieu mireille się czesała,
że sobie obrała styl, sposób bycia na lata jakieś siedemdziesiąte.
a gdy u fryca gościła, to mówiła: na mathieu mireille poproszę,
na co wszystkim obecnym damom wypadały brwi oraz z czerepu włosy,
pojawiały się niezrozumienia szeptogłosy, że, kurwa, na co? po co?
byś się lepiej na mostowiak hannę uczesała,
to za miesięcy plus minus dziewięć z wózkiem własnym,
z dzieckiem jeszcze właśniejszym byś zapierdalała.
chłopa jakiegoś byś se, belmondo, czamberlejna może, przygruchała.
a ona nic, tylko w kokonie lśniąco-nieruchomych włosów
z siatkami z biedronki szła i "santa maria de la mer" inkantowała.
w rytm "acropolis adieu" ręce dumnie w niebiosa wznosiła.

aż ją przydybał razu pewnego okoliczny taki janusz,
co za kobietami jakoś, szczerze mówiąc, raczej nie przepadał,
chyba że na oiom listem priorytetowym posyłać,
że tutaj w całość proszę poskładać, a tutaj pozszywać.
już w przeddzień ze szpitala wypisu z kwiatami wystawał,
a były to kwiaty typu tyskie tulipany. i z rozrywki powtórka -
wstrząśnienie mózgu, rany kłute, szarpane również rany,
za co razy wiele zdarzało mu się być zatrzymywanym.

lecz do mireille jakieś odmienne żywił uczucia.
do ruchanio-sprzątania mademoiselle tym razem szukał.
dla niej francuskiego nawet trochę się nauczył,
jakieś popularne zwroty typu merci beacoup, bonjour, cava?
Voulez-vous coucher avec moi? że co? że nie? kurwa!

się zdenerwował janusz okropnie, gdyż na odmowę nieelegancką
ze strony kobiet był wyczulony naprawdę potwornie.
tego go nauczył pamięci świętej recydywista-ojciec,
co z więzienia w sumie raz tylko wyszedł na własny pogrzeb.
i co matkę lał tak bardzo, że jej się zastygło w pozycji leżącej.
(panie, świeć nad jej duszą, ale rozważnie, bo światło dziś drogie)

a że niedaleko pada cośtam od czegośtam, 
janusz w zgodzie z dna kodem zapierdala w ślady ojca.
płaczą baby od fryca za mireille niewinną, dumną,
wlekąc się niczym maź czarna w kondukcie za jej trumną.
gdyby ona się tylko na tego z lego ludka nie czesała,
to mówię pani, jakiegoś kawalera by już dawno poznała,
życie niczym w bajce byłoby jej pisane.
wczasy w egipcie, kablówka, wsio poukładane.
gdyby na mostowiak hankę się tylko uczesała,
to mówię pani, sąsiadko, idealne życie by miała.

w areszcie przepełniony żalem janusz zamiast bica trenuje zdrowaśki.
trochę w sumie żałuje, że ją w afekcie zajebał, że tak bardzo ją zabił.
bo ona była jakby jego świętą z otrzymanego w kolędę obrazka,
jakąś mireille magdaleną, co ją potrzebował do stóp obmywania,
duchowych uniesień typu schabowy, z połykiem laska,
co ją miłował na równi zeptera garów iluminacją
ułożonych alfabetycznie w kuchennych szafkach.


2015/04/25

medjugorie


miała nadzieję, że kiedy wstanie, to już go nie będzie,
gdyż męskie ciało uważa za typowo zjebane, jak również kalekie.
(michał wiśnieski "keine schwanzen und ficken. keine grenzen")
nienawidzi tych o poranku prób złapania się za ręce,
pocałunków obleśnych z nieświeżym oddechem, 
pytań o ulubioną alfabetu literkę, kolejne spotkanie, 
o w pozagrobowe życie oraz ufoludki wiarę.
z jaj zgniłych smaży mu jajecznicę na z własnego pyska pianie,
kwaśnym jadem, solą z oka doprawiając.

czy ma konto na fejsie, pyta ją w pewnym momencie,
na co odpowiada ona jajecznicę na w ażurki talerzyki nakładając: 
weź mi już stąd wypierdalaj z tego kurwa domu
bo mi kurczak odbył sam z siebie wędrówkę wewnętrzną 
przez medjugorię na kolanach z lodówki do piekarnika
żyrandol się wziął automatycznie powiesił
kot mi kurwa umarł na przyśpieszonego raka
a moja sąsiadka co była w ciąży właśnie urodziła bezgłowego dałna

w telewizji mówili, tvn uwaga

więc ja ci, stary, radzę, ty stąd wypierdalaj.
zabieraj wszystkie swoje rzeczy, cepeliowska katarzyna
śpiewa ci piosenkę "chuju nie chce cię znać moje serce, 
me serce jest wszak zajęte" rodowicz maryla, 
jakaś tego typu kowalska katarzyna, krzywonosa justyna
tudzież "wypierdalaj z mego życia" kolumb krzysztof,
fogg mieczysław "mam gwóźdź w sercu,
się odezwę do ciebie, gdy go wreszcie wysram"



2015/04/09

niebieska karta


po co mnie, mamo, rodziłaś, po co mnie na ten świat przyprowadziłaś?
pytała łzami się zalewająca Miękisz Małgorzata własną matkę, 
gdy ta spała nieznanego pochodzenia alkoholem do ostatniej kropli krwi przesiąknięta, 
z tym swoim wyburzonym do jeszcze bardziej ostatniej cegły fundamentem porządnego człowieka 
i bez zwłoki najmniejszej każdego rodzaju rachunki płacącego obywatela. 

lecz ona nigdy na te pytania przez własną córkę zadawane nie odpowiadała, 
czego powodem było zapewne to, że taka napierdolona to już nawet rzęsą poruszyć nie umiała, 
taka to była kobieta właśnie zła, co imię i nazwisko Miękisz Leokadia 
dumnie na wyrost całkiem nosiła, bo dumna była wtedy, co nie miała, 
by coś tak lepiej na obiad dla Gochy ugotowała, lecz oł noł noł noł, 
ona się na potraw wszelakich przyrządzaniu Leokadia nie znała, 
na czas jej tylko zawody na bieganie po w kartonach wiśniówy urządzała, 
sekundy wystukując obgryzionym pazurem jej odliczała, 
a jak za długo córy swej nie widziała, to po powrocie nożem w płuca ją dźgała
szpikulcem do lodu molestowała, co Gocha wielokrotnie na policję zgłaszała, 
a co policja skrupulatnie pod dywan zamiatała, siniaki marki Avon cieniem pudrowała, 
rany jej szarpane otwarte nicią dentystyczną cerowała. 

ty się, Gocha, zastanów, czy ty na matkę chcesz skarżyć, zeznania swe składać. 
jak pójdzie do więzienia, to kto ci będzie domowe ognisko stwarzać, 
atmosferę rodzinną, wikt i opierunek? czy ty, Gocha, posiadasz do matki jakikolwiek szacunek? 
taka to była policji opieka. niebieska karta. makulatura, nie kartoteka. 
Karta a i karta be. CHWDP policja! policja, psy CHWDP!


2015/01/03

ochrona uzbrojona


[pierwszy rozdział zakończony. poniżej fragment]


Iiiijeeeeb! Wzbija się w przestworza konfetti fiskalnych paragonów, potwierdzeń płatności. W tle jakaś tam niby energetyczna muzyka, tiri ti ti ti! Burza debetów, finansowych deficytów, sztorm jednogroszówek uderza wściekle w podłogę. Matylda zasuwa po galerii jak rasowa diva przybijając piąteczki z szarą masą klientów w kolorowych przebraniach urzeczonych obecnością kamer. Wszyscy uśmiechnięci, niby przypadkowa próba, dobór-rzekomo-kurwa-losowy-z-castingu-prosto, zęby jak perły, we włosach te wszystkie z Francji jakieś z witaminami kremy, żelospreje marek niezdatnych do wymówienia. Jakaś baba bezdomna z głodu i choroby zapewne się zataczająca niechcący przypięła się, szukając „pożywienia”, do tego zacnego grona. Żaden Vogue, żadna Elle. Najwyżej jakiś może Tele Tydzień, jakieś na gorąco życie z dworca PKP.
Przepraszam, czy szanowna dama znajduje się może w posiadaniu jakiejś banknoto-monety, co bym ją wydała na pęto chleba, bochenek kiełbasy?
A spierdalaj, ty rumunie walący gorzelnią, paszkwilu, ty wiesz kto ja jestem? Ja tu program modowo-sklepowy na pełnej kurwie z Polonez Dżesminą kręcę, a ty mi się tu w kadr wpierdalasz ze swym parchatym ryjem, jakimś nieświeżym oddechem, co go chyba zapożyczyłaś wprost ze śmietnika! Z tym swoim skażonym obłędem wzrokiem, z tym swoim stąd donikąd. A paszła won, z powrotem na plan „Koszmaru minionego lata”, bo ci Marconi zaraz ryj szczotą przeczesze!
I już ochrona nadciąga w pełnym rynsztunku uzbrojona w karabiny, granaty, preparaty wymazujące bezdomnych na wieki wieków z życia publicznego. Baba krzyczy, desperacko chwyta się ławki, aż jej paznokcie pourywało, skórę z rąk zdarło. Łapie się drzwi, kosza na śmieci, z którego jeszcze coś tam zadowolona wyciąga, jakieś niedojedzone z KFC kurczaki, jakieś do zutylizowania przeznaczone jeszcze zupełnie przydatne na co dzień i od święta odpady tych lepszych, bo bogatych.