2011/03/31

przypowieść o świętej gizeli


na bloku napis: gizela to gruba kurwa.


gizela leży na łóżku taka rozmemłana, jakby spoczęła na laurach,
albo w ogóle - coś w stylu przymiarki do truły rozmiaru extra-fat-shit.
masturbując paczkę tanich chrupek szuka kuponu na lepsze jutro.
chciałam być aktorką i piosenkarką, ale zostałam samotną matką.

zaczęły się roraty. gizela, jako postać tragiczna bierze swój hand-made lampion
wypocony z trudem na lekcjach techniki i wraz z kornelą i martą
wyglądającymi jak toporne, hanyskie lesby, uzbrojonymi w rurki i przykrótkie kurtki
biegnie na mityng z jezusem chrystusem.





[grudzień 2010]

śląsk nienawidził małgorzaty


ulica bliżej nieokreślona, ale od razu widać, że śląska, albo za taką robiąca.
ciemne jak kopalnie, stare, tłuste kurwy siedzą na ławce przed blokiem
ze zgwałconymi trwałą łbami i wyskubanymi brwiami. licytują się na biedę i sińce,
z każdym klieliszkiem szerzej otwierając swoje zapasowe serca.
panzer division oberschlesien. rot ziegelstein! heil!

na murze napis: lepiej z pizdy nie wychodzić niż na śląsku się urodzić.
dalej: piast pany i rumuny do pieca. o mnie jeszcze nic nie ma
tylko dlatego, że wszyscy oni albo mnie lubią, albo ruchają w dupę.
z cywilizowanym światem łączy nas jedynie nienawiść do żydów
i kaleki konsumeryzm w postaci wyścigu zbrojeń na ruskie papierosy i tłuste obiady.

z przewlekłą wzajemnością śląsk nienawidził małgorzaty
całą swoją modrą kapustą, złożami węgla i czerwienią cegieł,
gdyż nie mógł wetknąć w nią swojego skrzącego wenerą kutasa,
wyrżnąć do kości z kosmopolityzmu.





[styczeń 2011]

fikcje i filie

             
                W trakcie naszej drogi do Rosji w celu sfilmowania niebywałego wydarzenia, jakim miało być otwarcie pierwszego na terenie byłego Związku Radzieckiego sklepu nazwanego na cześć Jelcyna, w którym nie sprzedaje się alkoholu, odkryliśmy coś, co wtajemniczeni nazywają Polską. Niby smutna i krwawiąca, a jednak przy najdelikatniejszym dotyku eksponowała zęby i ostre pazury. Wyglądała dość przykro i pewnie moglibyśmy jej pomóc, lecz, jeśli mamy być szczerzy, chuj nas to wszystkich obchodziło. Koleżanka z zespołu, jedyna kobieta w towarzystwie - gruba Jenny, wyjęła szminkę i napisała "I swallow" na jej czole. Następnie oddaliśmy na nią mocz. Jenny lubi się porządnie zmoczyć.


               - A wielkiemu światu, kiedy nadejdzie, zapuka, to wy powiedzcie, żeby spierdalał. Tu jest kraj małych ludzi! My tu kapustę uprawiamy! - grzmiał pan Józef (56 l.) ze Skarżyska-Kamiennej, po czym spluwając dziennikarce w śniadą twarz tak siarczyście, że część gęstej śliny osiadła na jej żurnalowej grzywce, zdążył zadać sromotnego kopa prosto w najmniej poinformowaną o zajściu tłustą dupę kamerzysty, by następnie zniknąć w swej dumie - polu kapusty, gdzie ziemia z dziada i pradziada spijała pot, krew i spermę i całą resztę ich wydzielin.
               - Run, you bitch! Run for your life! - wrzeszczała nie na żarty podkurwiona, pochodząca z Teksasu, gdzie nawet zwierzęta chodzą uzbrojone, dziennikarka celując do rolnika z automatu. Pada strzał, pada deszcz i pada Józef dramatycznie wyciągając ręce ku niebu. Coś tam jeszcze charczy, chyba "och, kapusto, moja kapusto," resztką sił oblizuje pobliską główkę, wsadza w nią palec, wyciąga i znowu wsadza. I tak aż nie wyda ostatniego tchnienia. Wychodzi na jaw, że Józef był jarzynofilem, i że jego żona wiedziała o wszystkim, lecz zgodziła się na życie z tym warzywnym piętnem.


               Jenny popłakuje. Wchodzi muzyka jak z upośledzonego Disneya. Drzyzga w wyjątkowo nieudanej stylizacji na Indiankę z rakiem jelita grubego zasiada obok i jak zawsze gra ponadprzeciętnie zainteresowaną historią swojej zasmarkanej rozmówczyni. Drzyzga to taka trochę Oprah, tyle, że biała, niebrzydka, bez nadwagi i boskiej otoczki.
               - U mnie, w Teksasie, zawsze ze mnie szydzono - zaczyna, a po jej ciemnej twarzy spływają łzy.
               - Że jesteś małpą, czarnuchem i znaleziono cię w beczce smoły?
               - Nie... Z mojego spiczastego nosa...
               - I dlatego zawsze nosiłaś przy sobie broń?
               - Nie. Mój ojciec mówił, że jak nie będę jej nosić, to mnie zastrzeli.


               - Przepraszam, pan tu pracuje? - spytała sprzedawczyni Pszczółki z działu koktajlowej cebulki - zbrukana Marysia (42 l.) - pewnego pana garnitura układającego marchew w wieloboki, jako, że miał nadnaturalną zdolność do układania warzyw w wieloboki.
               - Nie... Ale chciałbym - mężczyzna uśmiecha się, co powoduje delikatne łaskotanie na ciele jarzynowej Marii w takich miejscach, gdzie nikt poza bakłażanem i białą rzodkwią jeszcze nie zaglądał.
               - To bierz, kurwa jebana mać, paleciak i zapierdalaj z tym szajsem! Raz, raz! Ziemniaki same się nie wyłożą! Ja ci dam, kurwa, survival!


               P.S. Zanim zdążyliśmy dotrzeć do Jelcyna, został spalony przez okolicznych huliganów, a jego właściciele rozstrzelani z miejsca i bez sądu za pogwałcenie podstawowych wartości i tradycji narodu rosyjskiego. Dlatego - z braku laku - nakręciliśmy własny amatorski gang-bang. Z pozdrowieniami dla Paris Hilton i Kim Kardashian, zespół jenny-loves-when-you-fuck-the-guts-out-of-her.com.



[luty 2011]

pasztetta


- Dzień dobry - rzuca nieśmiało Kamila zanurzając wzrok jak łyżkę w pasztecie luksusowym.
Stoi tam. Widzi ją już z daleka. Zresztą inaczej nawet by nie podchodziła, bo jej zmienniczka, ta stara gestapowska kurwa, czuje, co jest grane i zawsze prześwietla Kamilę tymi nazistowskimi cynglami, jakby dawała do zrozumienia "wiem, co kombinujesz, ty paskudna lesbijo."
Stoi tam taka piękna, kanciasta i dominująca z zaczeską jak La Roux po całonocnym pierdoleniu, z wyraźną nadwagą, o wyjałowionej twarzy, w białym fartuchu i brudnym daszku, poprawiająca serdelki i czekająca w nonszalanckiej pozie na jej listę życzeń. Pasztetta.
- Witam - odpowiada niedbale tym swoim barytonem czy barrywhitem.
Lesby zawsze mówią "witam." I wszystkie są grube. Kamila właśnie zdaje sobie sprawę z tego, że nigdy nie widziała chudej lesby.
Może te, którym udaje się zrzucić kilka kilo, giną rozszarpane przez zazdrosne koleżanki?
- A ten pasztet to świeży?
- No, śmierdzieć nie śmierdzi.
Jak ona to powiedziała! "Śmierdzieć nie śmierdzi!" Tylko ona mogła tak konkretnie powiedzieć.
- To ja poproszę tak dwajścia deko, ale nie więcej niż kilogram.
Kamila zawsze musi stanowczo określić górny zakres wagi kupowanej wędliny, gdyż Pasztetta waży bardzo niedokładnie, zawsze z ogonkiem, albo i całym dupskiem, plus jeszcze połowa tułowia, nierzadko głowa i kilka palców.
- Może zostać czterdziści czy?
- No, niech zostanie.
- I co jeszcze?
Złap mnie za fraki i rzuć mną o lodówkę! Niech, kurwa, krwawię z ust i nosa w na te pyszne kiełbasy. Wysmaruję się tatarem i jajkiem, a ty przyjdź do mnie naga i brudna, posyp mnie pietruszką i gryź, i przeżuwaj jak świeży boczek.
Cała będę żołądkami kurcząt i pasztetem z gęsi zmieniającym kształty pod naporem twoich fałd i wiszących jak śmierć cycków. Kolanem w moich plecach wpierdol mnie w kurze łapy i wciśnij mi mordę w wątróbkę. Zlej mnie kolbą salami po nerach! Chcę być dla ciebie krakowską suchą!
- I tej krakowskiej suchej pięć plasterków.
- A mogę zaokrąglić do czternastu?
- No, dobrze.
- Coś jeszcze?


- Tak. Chcę z tobą spędzić resztę życia.
Pasztetta na Kamilę, Kamila na Pasztettę.
- Czydziści cztery siedemdziesiąt.
Proszę, obyś zdechła, dziękuję, i tak jesteś brzydka, miłego dnia, spierdalaj.



[marzec 2011]

2011/03/30

ula i jej cztery groszki


jeden groszek dla mamy, bo drugiej takiej mamy nie mamy.
i bardzo ją kochamy, prawda, Rafałku?

Rafałek leży, ma otwarte oczy i cały jest bezwstydnie otwarty.

drugi groszek dla taty, bo ciężko pracuje, przynosi pieniążki
za które kupujemy pachnące błyszczyki i śliczne bluzki.
i wszystkich nas kocha, a niektórych to nawet bardzo,
prawda, Rafałku?

Rafałek leży, ma otwarte oczy i zdaje się mieć wyjebane na Ulę
i jej przydział w postaci czterech pierdolonych groszków.
w ogóle zdaje się mieć w dupie cały świat, Bravo, fikołki na klopce i Tvn Style.

trzeci groszek jest dla Basi.
chociaż nie. Basia zadaje się z Rumunami, na skutek czego
staje się zagrożeniem dla czystej krwi naszej rasy.
i mimo swoich trzynastu lat to strasznie wyuzdana dziwka,
którą powinno się natychmiast wykluczyć ze społeczeństwa.

więc dostajesz aż dwa groszki, Rafałku.

żryj je.

i ściągnij te podkolanówki.
wyglądasz jak pedał.





[luty 2011]

fantasmagorie marioli


Szukała miłości w samym sercu miasta, lecz po około dwudziestu minutach, 
zrezygnowana, w Fat Pizda Kebab złożyła zamówienie na Żryj-aż-zdechniesz deluxe.
 

Wraca wieczorem przez Buchendwalczyków jak PJ Harvey w Good Fortune,
taka trochę może zbyt biała w dzielni Rumunów i całej tej reszty wątpliwego autorstwa,
matka boska ortalionów, cierpiętnica za każdy poliester, Mariola markotna,
która zeszła z krzyża by plewić multikulturowość jak kiedyś Dmowski semityzm.

Dwa razy większa od rówieśniczek, trochę jak amfibia osadzona na mieliźnie,
porzucona na pastwę zdrajców narodu, z Mein KFC pod pachą i celtykiem w sercu,
maże w szkolnym kiblu coś o jebaniu żydokomuny, wiesza młot z sierpem
w oczekiwaniu na papierosy wypadające z chudych gimnazjalistek wraz z ich zębami.

Na Śląsku ciągle gazuje się Żydów i pali Cyganów na murach rdzawych bloków,
w których górnicze rodziny, na tle tapet w kwiaty, wciąż jadają tłusto do ostatniej kluski,
jakby wyczuwając wiszącą w powietrzu wojnę, albo rychły upadek przemysłu węglowego.
Kultura jedzenia stanowi wyznacznik kultury w ogóle. Czyli, że jej najwyraźniej nie ma,
bo poza górniczą orkiestrą i bandą starych cip, które zbiegły z Cepelii, Śląsk jest jak Mariola,
która wracając do domu w oparach żrącej się z gniewem rozpaczy
może przytulić się tylko do lodówki.





[marzec 2011]