2011/03/31

fikcje i filie

             
                W trakcie naszej drogi do Rosji w celu sfilmowania niebywałego wydarzenia, jakim miało być otwarcie pierwszego na terenie byłego Związku Radzieckiego sklepu nazwanego na cześć Jelcyna, w którym nie sprzedaje się alkoholu, odkryliśmy coś, co wtajemniczeni nazywają Polską. Niby smutna i krwawiąca, a jednak przy najdelikatniejszym dotyku eksponowała zęby i ostre pazury. Wyglądała dość przykro i pewnie moglibyśmy jej pomóc, lecz, jeśli mamy być szczerzy, chuj nas to wszystkich obchodziło. Koleżanka z zespołu, jedyna kobieta w towarzystwie - gruba Jenny, wyjęła szminkę i napisała "I swallow" na jej czole. Następnie oddaliśmy na nią mocz. Jenny lubi się porządnie zmoczyć.


               - A wielkiemu światu, kiedy nadejdzie, zapuka, to wy powiedzcie, żeby spierdalał. Tu jest kraj małych ludzi! My tu kapustę uprawiamy! - grzmiał pan Józef (56 l.) ze Skarżyska-Kamiennej, po czym spluwając dziennikarce w śniadą twarz tak siarczyście, że część gęstej śliny osiadła na jej żurnalowej grzywce, zdążył zadać sromotnego kopa prosto w najmniej poinformowaną o zajściu tłustą dupę kamerzysty, by następnie zniknąć w swej dumie - polu kapusty, gdzie ziemia z dziada i pradziada spijała pot, krew i spermę i całą resztę ich wydzielin.
               - Run, you bitch! Run for your life! - wrzeszczała nie na żarty podkurwiona, pochodząca z Teksasu, gdzie nawet zwierzęta chodzą uzbrojone, dziennikarka celując do rolnika z automatu. Pada strzał, pada deszcz i pada Józef dramatycznie wyciągając ręce ku niebu. Coś tam jeszcze charczy, chyba "och, kapusto, moja kapusto," resztką sił oblizuje pobliską główkę, wsadza w nią palec, wyciąga i znowu wsadza. I tak aż nie wyda ostatniego tchnienia. Wychodzi na jaw, że Józef był jarzynofilem, i że jego żona wiedziała o wszystkim, lecz zgodziła się na życie z tym warzywnym piętnem.


               Jenny popłakuje. Wchodzi muzyka jak z upośledzonego Disneya. Drzyzga w wyjątkowo nieudanej stylizacji na Indiankę z rakiem jelita grubego zasiada obok i jak zawsze gra ponadprzeciętnie zainteresowaną historią swojej zasmarkanej rozmówczyni. Drzyzga to taka trochę Oprah, tyle, że biała, niebrzydka, bez nadwagi i boskiej otoczki.
               - U mnie, w Teksasie, zawsze ze mnie szydzono - zaczyna, a po jej ciemnej twarzy spływają łzy.
               - Że jesteś małpą, czarnuchem i znaleziono cię w beczce smoły?
               - Nie... Z mojego spiczastego nosa...
               - I dlatego zawsze nosiłaś przy sobie broń?
               - Nie. Mój ojciec mówił, że jak nie będę jej nosić, to mnie zastrzeli.


               - Przepraszam, pan tu pracuje? - spytała sprzedawczyni Pszczółki z działu koktajlowej cebulki - zbrukana Marysia (42 l.) - pewnego pana garnitura układającego marchew w wieloboki, jako, że miał nadnaturalną zdolność do układania warzyw w wieloboki.
               - Nie... Ale chciałbym - mężczyzna uśmiecha się, co powoduje delikatne łaskotanie na ciele jarzynowej Marii w takich miejscach, gdzie nikt poza bakłażanem i białą rzodkwią jeszcze nie zaglądał.
               - To bierz, kurwa jebana mać, paleciak i zapierdalaj z tym szajsem! Raz, raz! Ziemniaki same się nie wyłożą! Ja ci dam, kurwa, survival!


               P.S. Zanim zdążyliśmy dotrzeć do Jelcyna, został spalony przez okolicznych huliganów, a jego właściciele rozstrzelani z miejsca i bez sądu za pogwałcenie podstawowych wartości i tradycji narodu rosyjskiego. Dlatego - z braku laku - nakręciliśmy własny amatorski gang-bang. Z pozdrowieniami dla Paris Hilton i Kim Kardashian, zespół jenny-loves-when-you-fuck-the-guts-out-of-her.com.



[luty 2011]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz