PANI SCHWANZSTEIN
Ta Krapowska jest jak
zaraza. Niech swojego nosa pilnuje. Krapowskiej córka za to w tesco na
warzywach pracuje. Widziałam jak targała skrzynki z burakami i czekałam aż się wśród
nich położy, pośród swoich. Odwraca głowę do ściany jakby
obrażona. Myśli, czym jeszcze mogłaby ją upokorzyć. I z brzuchem ciągle chodzi, co rok nabita. To jakaś
moda chyba prosto z Paryża, albo raczej z Afryki. Teatralnie. Jolanta Krapowska i spółka! Usługi takie i śmakie!
Dojazd do klienta, full serwis we dnie i noce. Kiła, dziecko, beczka gratis!
SYN
Zmęczony. Pani da spokój. Praca jak praca. Miałaby leżeć
brzuchem do góry i czekać, aż trafi się lepsza oferta? Tak jak pani?
PANI SCHWANZSTEIN
Wstaje nagle. Wielkie oburzenie. A co ty mnie tu będziesz obrażał! Do jednego wora z
warcholstwem wrzucał! Plebsem i pospólstwem! Buractwem polskim nieszczęsnym!
Spuszcza z tonu. Już nie krzyczy,
ale wciąż jest wzburzona i mówi podniesionym głosem. Ja mam wykształcenie wyższe cierpiętnicze! Wyższe
najwyższe żydowskie! Wojnę przeżyłam, holokausty i wszystkie tragedie! Więc jak
mnie dyrektorem nie zrobią, prezesem albo chociaż kimś, kto nic nie robi, a
zera mu się mnożą na kontach bankowych, to się z domu nie ruszę.
SYN
A Krapowska, na której pani
tutaj psy wiesza, jako że jest życiowo zaradna, poszła do pracy i kto wie,
gdzie ją te buraki wywiodą. Może na pole, a może do biura kierownika…
PANI SCHWANZSTEIN
Po moim trupie! Ona się
tylko na pole nadaje, burak pastewny, puszka Pandory z tymi wszystkimi jej
hifami, rzeżączkami, dziećmi niechcianymi.
SYN
Jest pani wyjątkowo smutnym
człowiekiem, pani Blanko.
Chłopak kładzie się i odwraca do
niej plecami zupełnie nie przejmując się jej obecnością. Pani Schwanzstein
wpada w zakłopotanie. Zaczyna się nerwowo rozglądać i niewyraźnie nucić „Shalom
aleikhem.”
[to się pisze i pisze. będzie napisane.]
[to się pisze i pisze. będzie napisane.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz