2011/12/08

rohypnol


wypłakiwała się i wypłukiwała rozmazując smarki na pokrzywdzonej mejkapem twarzy,
wdychając roztocza z poszwy tłustej poduszki. agata, na którą nie było bata.
atakując pedalską grzywą kolorowych włosów już z samego rana,
ja - kucyk pony - mały dżony z rodziny zbędnych i drogich se stałem, se paczałem
oparty o pokryte kurzem książki, jak z niej wycieka niemalże cała butelka wódki.
a od wódki rozum krótki (i chlamydia i kiła i kłykciny kończyste).

agata lubi też walnąć do nocha, powiada zapytana gocha,
która ma taką siłę wciągania, że pochłania samą siebie,
by powrócić potem w wielkim stylu i pełnym drenażu.
skądinąd donikąd, z oiomu do domu. i tak w kreskę, macieju.

matko boska klubowa, powtarza agata,
błogosławionaś ty, między drinkami o nieznanym składzie,
chętnie stawianymi przez obcych mężczyzn o oczach ukrytych
pod czarnym prostokątem,
módl się za nami teraz i nad ranem, 

byśmy miały siły na powrót do domu,
zyskały biegłość w zapominaniu.





[grudzień 2011]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz