2013/05/25

błąd czterysta cztery


          Na Zandce ciemno robiło się się. Na Cmentarnej gasną znicze, latarnie też również. Małgośka pogrążona w Internecie szuka sposobów na lepsze życie, lepszy świat. Świat bez wad. Więc tysiące słów wklepuje ona do komputera w celu recepty na ową chorobę lekarstwa uzyskania. Lecz takiego lekarstwa tak naprawdę nie ma. Błąd http czterysta cztery ukazuje jej się się. W sensie, że z tego chuj, że z tego nic nie będzie, z czym Małgośka godzi się się, gdyż wie z czym to się je. Bo to nie pierwszy dzień. Codziennie trwa walka na życie i śmierć.




2013/05/16

kokoszatan na fejsie


w zasadzie to jeszcze nie wiem po co, ale zmontowałem na fejsie stronę bloga.
będę tam chyba wklejał fotki makro cebulek swoich włosów, bo po pierwszym poście, gdzie odgrzałem kotleta, czy raczej kotyliona już mi się odechciało.
strona bloga, wiem, brzmi kurewsko głupio, ale jeśli od tego przybędzie mi kilka par kumatych oczu, to każdy sposób jest dobry.
czyli co? zapraszam.


koko.szatan na fejsie

można 'polubieć'.
płozwłalam.




2013/05/09

czarna twoja krew




Z grobu twojego symbolicznego, Mati, by wystawał taśmociąg, taki jak w koksowniach, który ciało twe umęczone, rozczłonkowane niósłby na swej powierzchni prosto do nieba, lub równie dobrze i do piekła, ponieważ tego teraz nikt nie stwierdzi z całym przekonaniem tego faktu dopiero dokonującego się. Oto głowa Matiego naszego śląskiego jedynego błogosławionego, której neuronów niezachodzącej pracy nie zakłóciło nigdy nic poza może wstrząsem, uderzeniem łajta w nos lewym sierpowym, bez podejrzeń o myślenie najmniejszych posądzeń. A to jego ręka śląska błogosławiona Matiego naszego syna jedynego od kijów bejsbolowych w górę podnoszenia i na kibola Piasta Gliwice się zamachiwania. W tle leciałyby dubstepy, bo ty, Mati, zawsze lubiłeś dubstepy. Dubstepy, hip-hopy. Techno, elektro. Górnik Zabrze pany, Zabrze Kończyce – wycierać buty. Pedały do gazu i Roma do doma. Takie byś miał może epitafium, minutę ciszy skandowania jak na stadionie podczas meczu, co zaczynałeś na trybunach rzucać tymi krzesłami, tymi ludźmi. Siekierami w ludzi, ludźmi w siekiery, we wszystkich sekwencjach, kombinacjach, we wszystkich pozycjach z Kama Sutry jakiejś napierdalania bliźniego swego, jego totalnej destrukcji, w ziemię wdeptywania.

Z daleka spojrzysz na moją odświeżoną dodatkowym pikselem wersję, zbuforowaną w pełni o przepustowości z nóg cię ścinającej. Ciebie już, Mati, nie będzie, wsiąkniesz w ziemię, do ostatniej chrząstki wciągnięty przez nos tego brzydkiego świata, co cię rozbił na spaniu na elementy pierwsze, na organy, złom, makulaturę i jeszcze więcej złomu za złoty piątkę tona; co ci przez czarną słomkę wyssał duszę spomiędzy porów wyschniętej na wiór skóry. Gdzie pasujesz, gdzie tylko sobie siebie wyobrażasz. Czarny łajt, czarny tlen. Czarne twoje serce, czarna twoja, Mati, krew.