2017/01/25

galaretka


tragedia niesłychana! Barbara zabija Krystiana
do zupy brudną chochlą w trakcie naczyń zmywania.

i po chuj jaki ona te podłogi dzisiaj pastowała,
kokardy na zasłonach finezyjnie uwiązała,
żeby miał czysto i schludnie, by znów nie marudził,
że tu i tu brudno, a tam nasrane i wokół much kupa.

znowu mu nie smakowała jej autorska zupa
z rosołowych kostek i topionych serków.
z biedronki instant - tylko odgrzać - żeberka,
co cała Polska ze smakiem się nimi zajada,
lecz jemu coś śmierdzi, znów nie odpowiada.

babo, ja od twojej kuchni czuję, że dostaję raka.
aids w topionym serku, a w kostkach żółtaczka.
na onkologię mi wypad z tą chemioterapią.
już mam jakieś serca szmery, coś mnie w płuco drapie.

a ty, Krystian, to nawet nie jesteś prawdziwym mężczyzną,
tylko jakąś do zera wygoloną pod pachami pizdą.
a jak gwóźdź miałeś wbić w ścianę, to tak, kurwa, wbiłeś
że po dziś dzień sąsiad nam mówi wieczorem "dobranoc".

tuż przed maturą kwitły kasztany, żyło się tak jak we śnie
gdzie te prywatki niezapomniane, czy jeszcze pamiętasz mnie?

i gdzie jest ta miłość, co mi ją wtedy tak obiecywałeś,
gdzie zgubiłeś czułość, lojalność, wobec mnie oddanie
i co takiego, by żyło się lepiej, zainwestowałeś
poza impotencją, pryszczami na plecach
i twoim żałosnym siennym katarem?

zagotowało się w Krystianie, więc wstaje szybko
i niespodziewanie z pięścią ciężką jak ich wspólne życie,
by zadość stało się polskiej tradycji,
lecz Barbara, tym razem ufając własnej intuicji,
usypia go jak chore zwierzę silnym ciosem w potylicę.
daleko w tle słychać nadjeżdżającą policję.

mam jeszcze galaretkę, uśmiecha się wdowa.
z owocami zrobiłam. dobra. agrestowa.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz