2011/05/08

małpy


Wchodzi jakieś radzieckie tremolo, zupełnie nieostre, o niskim natężeniu,
kamera cofa się ukazując drzwi, a za chwilę już tylko zarys budynku.



Małpy... - zaczyna Czubówna Krystyna.

Małpy biorą się z fabryki. Jak chińskie figurki z kruchego plastiku
suną taśmami produkcyjnymi malowane na akord robotniczą ręką.
W genach spoczywa nudna takasamość polskich emerytów,
szarzyzna ich płaszczy, ecru bluzek wraz z beżem półbutów
chujowych jak spacer z góry wyznaczoną trasą.

Koko próbuje opuścić miasto.
Kokardę we włosach rozkurwił wiatr wyjący jak śmierć pod dworcową wiatą.
Za plecami krzykliwe bilbordy pełne bezgłowych ciał skandujących hasła
nie umieraj jako dziewica - zrzuć zbędne kilogramy. Koko myśli i zrzuca
tlący się niedopałek prosto pod pociąg jak wykonująca wyrok. Jest catem,
więc skacze z kwiatka na kwiatek, po nitce do kłębka, na cztery łapy,
niezaprzeczalna jak Holokaust, niezrozumiała jak wczesny black metal.

Przychodzi deszcz, jak święty Franciszek z Asyżu, wychłostać zwierzęta
i to, czym przesiąkły spuścić w studzienkach na obrzeżach miasta.
W miejscu po Koko pozostał bagaż ciężki od życzeń i wyobrażeń,
którym nie interesuje się nikt poza tnącą jak sierp ulewą.
Pociąg jęczy i rusza pusty ze ścierającym mózgi jazgotem.
Porzucone psy zawsze czują swego. Małpy rozszarpują.



[maj 2011]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz